Surviwal – Bushcraft
– Outdoor – Preppering
?
Survival – Bushcraft – Outdoor – Preppering
Tyle obco brzmiących słów z jakże bieżącymi konotacjami.
Nasze zainteresowania były przez wiele dekad zarezerwowane dla
indywidualistów i wąskiej grupy o rozporoszonym charakterze. Do czasu.
Jako propagatorów określonych wartości i filozofii życia, budząca się ludzka świadomość, powinna cieszyć. Rzuca się nam jednak cieniem (sic!) chaos, mętlik i brak podstaw tak wielu spośród obserwowanych obecnie akcji.
Każdy ma prawo do własnej wizji, kierunków działań czy materializacji przekonań. Oby tylko nie szkodziło to innym.
Dziś podam jeden przykład. Znana publikacja dobrze sprzedającego się amerykańskiego autora, oczywiście byłego przedstawiciela służb (jakże by inaczej), oczywiście też wieloletniego szkoleniowca (coś trzeba robić na tych wczesnych emeryturach). Czytamy, że w obecnej dobie, survival to już tylko preppering: piwnice pod domami, zapasy, trasy ewakuacji, BoB, akumulatory, radiostacje, agregaty prądotwórcze itp. Problemem miałby być zbyt znaczny akcent kładziony na tzw. zielony survival.
Widzę tu ciekawe zjawisko przesunięcia, nazwijmy to, akcentu na strefy – rejony PEWNEGO bezpieczeństwa. Od drugiej połowy XX w. celem odczucia adrenalinki społeczeństwo zachodnie musiało przenieść się wyobraźnią (lub nawet samolotem) w Alpy, na wyspę pośrodku oceanu, w niezmierzone tropiki, na Syberię, Kaukaz, Alaskę, Saharę czy stację podbiegunową. No bo przecież w domu, na poczcie, w szkole czy na ulicy to CZUJEMY SIĘ BEZPIECZNIE. Sztucznie budowana iluzja szybko się rozwiała i obecnie synonimem survivalu-przetrwania nie jest Rambo w górsko leśnych ostępach z nożem i improwizowanym poncho ze starego worka, lecz preppers w kontrolowanej przez siebie strefie stałego przebywania, z kuchenką i zapalniczkami na wymianę (walutą w oblężonych miastach w XX w. była zdolność do napełniania zapalniczek a także zapas konserw oraz wszelkie rzemiosło).
Jaka jest więc korelacja? Zacznijmy od zielonego survivalu, którego genezę upatrujemy w doświadczeniach SAS na Falklandach, gdzie paru osobowe zespoły prowadziły – MILITARNE – działania przez wiele miesięcy. Bez dostaw i bez wykrycia. W Polsce zabetonowane zostało to jako „dziedzina sportu” oraz czerwone książeczki instruktorów. W praktyce „polska szkoła survivalu” w moim odczuciu umarła śmiercią samotnego starca. Żyje i ma się dobrze natomiast spontaniczna, oddolna, świeża i naturalna chęć i zamiłowanie do przygody, ekstremum, mierzenia się ze sobą i dzikości natury. W Polsce praktyczne ćwiczenia z bytowania, w terenie, realizowane w ramach zielonego survivalu to najczęściej zajęcie indywidualistów (78% wynik ankiety na ok. 50 tys. badanych).
Osobiście na płaszczyźnie logiki widziałbym ewentualną możliwość połączenia survivalu z namiastką sportu jedynie poprzez gry, zabawy i konkurencje oscylujące wokół tej (jakże szerokiej) tematyki. Co jak wiemy, także jest przez nas prowadzone. Pozdrawiamy Urle!
Natomiast militarny charakter zielonego survivalu wydaje się głęboko zakorzeniony i pozwala odpowiedzieć na pytanie: „ale skoro jesteś w niebezpiecznej sytuacji to czego jeszcze siedzisz w tym lesie?” W Polsce nie ma miejsca, z którego w krótkim czasie nie dałoby się wyjść na drogę, płot poligonu lub do wsi idąc w jednym, dowolnym kierunku. Odpowiedzią jest więc albo brak możliwości przemieszczania się albo … brak takiej chęci bo ćwiczona jest umiejętność realizowania zadania w akurat takim terenie. Zadania o wielorakim charakterze.
Zostawiając więc w spokoju już to „zagrożenie” wiążące się pierwotnie z survivalem, jak np. zestrzelony samolot czy rozbity statek, prawda jest taka, że idziemy do lasu zwyczajnie po to właśnie, żeby tam przebywać. Taki kierunek pozwolił na przywołanie w Polsce starego, znanego BUSHCRAFTOWANIA.
Leśna szkoła rzemiosła, BUSHCRAFT, czy też leniwe leśne godziny, to sztuka czy też konkretny styl wypoczynku rozwijany na terenie ameryki północnej w XIX w. Dzięki zaangażowanym propagatorom wlał niezwykłą dozę świeżości w Polski Światek Outdoorowy. Charakteryzuje go wrażliwość na przyrodę, czerpanie z niej także dosłownie (drewno na ognisko czy budulec, łowienie ryb, polowania, zbieractwo) a przede wszystkim jest to odpowiedź na wewnętrzną potrzebę wyhamowania, spotkania się ze sobą samym, odnalezienia alternatywnej wizji człowieka i świata. Co ciekawe, już wówczas człowiek czuł się w cywilizacji przytłoczony i zabiegany (polecana lektura to Nesmuk: Woodcraft).
Tu stawiam moją kontr tezę do naszego amerykańskiego autora, emeryta z wywiadu. Otóż wyłonienie priorytetów niezbędnych oraz tych zupełnie zbędnych względem prawdziwego przetrwania, czy to w mieście, czy gdziekolwiek indziej, jest kształtowane, odkrywane i szlifowane właśnie podczas kontaktu z przyrodą. A poprzez przyrodę, także z samym sobą.
Te same priorytety wystarczy jedynie przenieść w inteligentny sposób (adaptacyjnie) do danych swoich CODZIENNYCH warunków. Ot, mamy preppering i preppersów.
Powyższa kolejność eliminuje masę sztucznych problemów początkujących preppersów jak „od czego zacząć” lub „co kupić”. Odczuj, czego Ci brakuje, to sam się dowiesz. Temu właśnie służą SYTUACJE KONTROLOWANE.
Spójrzmy jeszcze pod kątem określonych zagrożeń: cywil w obliczu wojny. Kto będzie lepiej przygotowany? Osoba, która zbudowała fortecę nieodporną na pojedynczy pocisk najzwyklejszej artylerii rakietowej, czy może osoba zdolna do wielodniowych marszy z 20-30 – litrowym plecakiem, zdolna do przenikania granic oraz długiego bytowania gdziekolwiek
OK, dam jeszcze drugi przykład. Autor ten sam. Rzekomo najważniejsze w przetrwaniu sytuacji ekstremalnej miałyby być umiejętności. Bo sprzęt jest mniej istotny.
To często przeklejana teza. Oczywiście, że się z nią nie zgodzę 🙂
Naturalnie walki u podstaw wymaga przekonanie, że zabudowując się kempingiem wielkości małego rozkładanego miasteczka ktoś będzie bezpieczny wobec „złej”, „dzikiej” (oraz wściekłej zapewne a może i zmutowanej jakiej!) przyrody. Złuda, konsumpcjonizm i porażka jeśli chodzi o mijaną szansę na doświadczenia prawdy i istnienia.
Niemniej, jeśli już mówimy – a taki był kontekst wypowiedzi pana agenta – o sytuacji realnego zagrożenia. To, co się liczy to jedna, najważniejsza rzecz, której się nie da zastąpić niczym, to zjawisko niezrozumiałe w trakcie siedzenia pomiędzy betonowymi ścianami, bez spojrzenia w gwiazdy a z gwiazd w siebie i na powrót. Jest to CHĘĆ przetrwania oraz zgoda NA ZMIANĘ. która najczęściej oznacza, że coś poświęcimy.
Jak to podkreślali rozbitkowie czy zagubieni biegacze pustynni, żeby przetrwać, niejednokrotnie trzeba coś poświęcić. Myślę, że dziś może to być już nie śpiwór podpalany celem nadania sygnału dymnego ekipie poszukiwawczej, ani ryzyko złamania podczas skoku z urwiska. Obecnie widziałbym to jako obszar przekonań, wartości (szczególnie te bez hierarchii czy obranego celu) oraz często, dotychczasowy styl życia. Im bardziej będziemy teraz starali się, żeby wszystko BYŁO jak BYŁO, tym bardziej bolesna okaże się konfrontacja z (prawdziwą) rzeczywistością.
Izabelin, 25 kwietnia 2022 r.